Elo elo
No przyszedł czas na nową notke. No i już zara pojawi się ona tzn jest juz tworzona jak widzicie ;)))). Będzie ona dziś długa i bedzie opowiadać o wczorajszym dniu. No to jedziemy z notą jeeeeaaaaaahh.
Wczoraj spała u mnie moja psia psióła Paula. ( Znacie ja z wczesniejszych notek ). Rano obudziłyśmy się i postanowiłyśmy jechać nad pobliske jeziorko czyli GRODNO. Zjadłyśmy śniadanko, ubrałysmy się i zaczęłyśmy pakowac mój plecaczek. Gdy skończyłyśmy poszłysmy do piwnicy wyciągnąc rower. Uff udało nam sie hyhy. Ale Paulisia nie miała roweru więc musiałyśmy na moim jakoś jechac. Poszłyśmy do niej. Szybko sie umyła naładowała, komóre i wyruszyłyśmy. No prawie ,,wyruszyłyśmy" hyhyhyhy. Najpierw uczyłyśmy sie jechac z kimś na bagazniku. Paula doszła do wniosku, że za wysokie jest siodełko. Pobiegła szybko na chate po jakiś klucz. O boże chyba z półgodziny próbowałyśmy zniżyć te cholerne siodełko a i tak nieudało się. Oki postanowiłyśmy zamienic sie butami, bo ona miała japonki i źle jej sie jechało. NO to zamieniłysmy sie, ale i tak nieudało nam sie nigdzie dojechać. Poszłyśmy do mnie. Wzięłam łyżworolki. No ba Paula sie zaczeła na nich uczyc jeździćheeeeee fajnie jej to wychodziło ;))). Oki już nie mogłam patrzeć jak sie z nimi meczy więc sama je ubrałam. Z 20 minut jechałam na nich w strasznym upale. JUż poprostu nie mogłam dale no to Paula je ubrała a ja wsiadłam na rowerek. Dojechałam do mostu a tu Pauli ani śladu. A tu patrze a ona sie wywaliła na nich :///. Upssss. Kawałek jeszcze gdzies tam dojechałyśmy i ja ubarałam łyżworolki. Był asfalt więc postanowiłam uczepić sie Roweru na którym była moja misia. I tak jechałysmy przez pewien czas. O basta na jakiejś wsi przez którą przejeżdżałyśmy pies zaczął nas gonić. O sit jak ja sie bałam żeby mnie nie czapnął. Na szczeście szybko wyjechałyśmy stamtąd. Zamieniłyśmy sie rolami. tera to ja byłam na rowerku a Paula na łyżwach. Jedziemy sobie pieknie. ładnie swieci słoneczko. Ja troszke zachamowałam. Dosłownie leciutko. Ogladam sie a Paula jedzie na tyłeczku za mną. Wywaliła sie podrodze. Ja jej współczuje musiałao ją to bardzo boleć. Później tez sie jeszcze wywalił ale nie pamiętam gdzie. W sumie to wywalała sie z 4 razy chyba. Ale na szczescie zyje. Dojechałysmy do Grochowa. Ledwo ledwo, ale jakoś. Usiadłysmy na chwilke przed sklepem. Odpoczęłysmy. Póxniej pół godziny szłysmy przez las. Charówa jak nieiwem co. A upał niesamowity. W sumie to jak doszłysmy tam było po 13 prawie przed 14, a z chaty wyszłyśmy po 10. Dosłownie zajefajnie. Prawie 3 godzinki tam sie meczyłyśmy. Jak dojechałysmy rzuciłyćmy sie do zimniutkiej wody. No prawie od razu. Bo ja zaczełam marudzic, ze boje sie o rower i wogóle. Ale jakos udało sie Pauli mnie namówić do odejscia od rzeczy. Popływałyśmy sobie tzn ja popływałam bo Paula nie umie. A szkoda ;)))). W sumie chciałam ją nauczyc, ale no cóż hehhe niezbyt chciała. Poopalałyśmy sie troszke. Później poszłysmy do sklepu. Nareszczie kupiłyśmy se coś zimnego do picia. Jak wróciłyśmy przyjechali koledzy pauli. O basta chyba z nich to tylko jednego lubie no dobra trzech. Jeden z nich podoba mi sie :DD ale jest zajęty :(((. Namówili Paule żebyśmy sie do nich przyłaczyły i tak też zrobiłyśmy. Chwilke posiedziałyśmy i stwierdziłysmy, że już jedziemy do domu. No i znów charówa. Ehsss. W połowie drogi spotkałyśmy własnie tamtych ziomkóff. Jeden wziął Paule na rame. Łyżworolki wzięłam na bagażnik a plecak na plecy hyhyhy. No fajnie bo oni sobie szybko pojechali a ja sie z tym wszystkim męczyłam, ale to drobniejszy szczególik. Do jechałam do mostu. Oni już tam czekali. Po paru minutach ruszaliśmy znowu. Było fajnie jechałam nareszcie z nimi dopuki jeden dupek bo tylko tak moge go nazwac zaczął wieżdżac mi w koła tzn w tylne koło. Musiałam sie zatrzymac. A oni nawet nie poczekali tylko se jeszcze szybciej pojechali. No cóż nielubie ich i nie bede tego ukrywac. Zatrzymałam sie gdzieś prawie przed Kutnem chyba heh. Zauważyłam Paule jak idzie w moją strone. Poczekałam za nią i poszłyśmy do domciu. Troszke byłam zła za te koło i nawet sie popłakałam, ale później było już dobsshe. Odprowadziłam troszke Paule i zawinęłam sie pod klatke. Mamusia już na mnie czekała wzięła rowerek a ja ledwo ledwo doczłapałam sie na drugie piętro do domciu. Czybko zjadłam objadek napiłam sie zimnego i kompu kompu poszłam. Jak wyszłam i sie nasmarowałam balsamem zobaczyłam w lustrze całkiem spalone plecy. Boze jak one bolały. Wysuszyłam sie, zjadłam kolacyjke i poszłam do Pauli. ( spałam u niej hehhe ). Dzisiaj jak rano wróciłam basta jak mnie bolały i nadal bolą plecy. Tylko żeby mi skóra nieschodziła bo tego nie lubie. Za jakis tydzień jak znów bedzie cieplutko chcemy powtórzyć ten wypad nad jeziorko. Znów beda jazy heh. Chyba jeszcze takich wariatek ten świat nie widział. Przecie my chyba z 50 razy zamieniałyśmy sie bucoramy albo zakładałyśmy łyżworolki. Dziś mnie wszystko boli, ale ciesze sie, ze niemusiałam nudzić sie w domciu i że sie opaliłam ;PPPPPPP